WROCŁAW – Pożegnanie Romana Milewicza

WROCŁAW

Roman Milewicz zmarł w nocy z wtorku na środę popielcową.

24 lutego na Mszę św. i pogrzeb przyjechało kilkudziesięciu księży i ks. bp Jacek Kiciński. Kościół był wypełniony po brzegi. Choć Roman był skromnym człowiekiem, znali go wszyscy mieszkańcy „starego” Brochowa. Było tak z dwóch powodów: miał sklep, w którym przez kilka lat powszechnie się zaopatrywano, i codziennie służył do Mszy św. W sklepie wisiał i wisi krzyż. Niektórzy nieco ironicznie mówili o nim „święty”. On jednak wcale nie uważał się za świętego i z wielką prostotą przyznawał się do swoich błędów czy słabości. Pewnego razu pojechał do Oławy ze swoją sparaliżowaną Mamą, którą się z oddaniem opiekował. To była końcówka lat 80. Do tego miejsca przyjeżdżały wtedy z całej Polski autobusy pielgrzymów pod opieką duszpasterzy. Roman miał nadzieję, że Mama zostanie uzdrowiona. Tymczasem to on został uwolniony. (Widać Matka Boża tak chciała).

Kiedy w 1998 roku pielgrzymowaliśmy razem do Rzymu, Roman stał przed trudnym wyborem. Jego niewielki sklep, który był źródłem utrzymania 6-osobowej rodziny, miał być zamknięty. Urzędniczka miejska dopatrzyła się niezgodności z przepisami, a niemożliwe było dostosowanie lokalu do narzuconych wymagań. „Znający życie” doradzali Romanowi, żeby dał łapówkę. – „Jak ja mam to zrobić? Nigdy czegoś takiego nie robiłem. I nie chcę”. – Roman bił się z myślami i modlił się. Byt całej rodziny, rozpoczęta budowa domu – były zagrożone.
Nie dał tej łapówki. Nawet nie przygotował koperty. Na końcową kontrolę przyszła zupełnie inna osoba i nie wniosła żadnych zastrzeżeń. Roman przypisał to Bożej Opiece i dobroci Matki Bożej, przed której ołtarzem codziennie klęczał w skupieniu.

Z miłością i szacunkiem odnosił się do żony Ewy. Razem zbudowali dom dla swojej rodziny, który był otwarty dla przyjaciół i w którym wychowywali czworo dzieci. Różaniec, Koronka do Bożego Miłosierdzia, nabożeństwo do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, lektura duchowa to było źródło, z którego uczył swoje dzieci czerpać.
W postępowaniu Roman konsekwentnie kierował się prostymi zasadami. Wielu potrzebujących korzystało z zakupów na kredyt. Biednych rozumiał i wspierał ich. Szanował ludzi: nawet pijany, leżący bezprzytomnie, też w jego oczach był godny szacunku. Opiekował się chorymi, starszymi osobami z sąsiedztwa.

Dla wielu z nas był wzorem.
Szanował kapłanów. Ks. prałata Kazimierza Malinosia, współzałożyciela i opiekuna naszej grupy RR, darzył synowską miłością. Roman z Ewą znaleźli się w Rodzinie Rodzin na samym początku, w1989 roku. Dane im było cieszyć się ze święceń kapłańskich najstarszego syna oraz ślubów małżeńskich córki i młodszych synów. Bóg obdarował ich pięciorgiem wnucząt.

Patrząc na wypełnione modlitwą i pracą życie Romana, można dostrzec drogę człowieka, opisaną w Psalmie 1: „Błogosławiony mąż, który nie idzie za radą występnych, i nie wchodzi na drogę grzeszników (…), lecz ma upodobanie w Prawie Pana (…). Jest on jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, które wydaje owoc w swoim czasie, a liście jego nie więdną (…)”.

Niech Pan da mu szczęście wieczne!

Grażyna Balkowska z wrocławskiej grupy Rodziny Rodzin