poniedziałek, 22 lipca, 2024

Czas na ludzi sumienia

W ostatnim czasie mieliśmy serię groźnie brzmiących wypowiedzi ministrów nowego rządu. Minister ds. równości, Katarzyna Kotula, zapewniała: Możemy dzisiaj obiecać, że tam gdzie w samorządzie będzie rządziła Lewica – w województwie, w powiecie, w mieście, w gminie, na pewno nie będzie np. klauzuli sumienia. Z kolei minister zdrowia, Izabela Leszczyna, mówiła: W nowych przepisach nie będzie klauzuli sumienia. Tzn. będzie, ale w taki sposób, że dyrektor szpitala nie będzie się mógł powołać się na klauzulę sumienia. Oczywiście, w obu przypadkach chodzi o odebranie prawa lekarzowi do klauzuli sumienia, gdy zostanie poproszony o – eufemistycznie nazwane -„terminację ciąży”. Warto przypomnieć czym jest klauzula sumienia. Jest ona zdefiniowana w art. 39. Ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty z 5 grudnia 1996: Lekarz może powstrzymać się od wykonania świadczeń zdrowotnych niezgodnych z jego sumieniem, z zastrzeżeniem art. 30 (przypadki konieczności udzielenia pomocy w przypadku zagrożenia życia), z tym że ma obowiązek odnotować ten fakt w dokumentacji medycznej. W naturalny sposób przypominają się tutaj wezwania św. Jana Pawła II z jego przemówienia w Skoczowie w 1995 r. Wtedy wołał o ludzi sumienia. Jego apel był zresztą często przypominany. W kontekście wcześniej wspomnianych wypowiedzi nowych ministrów wyjątkowo aktualnie brzmią Jego słowa sprzed blisko 30 lat: Wbrew pozorom, praw sumienia trzeba bronić także dzisiaj. Pod hasłami tolerancji, w życiu publicznym i w środkach masowego przekazu szerzy się nieraz wielka, może coraz większa nietolerancja. Odczuwają to boleśnie ludzie wierzący. Zauważa się tendencje do spychania ich na margines życia społecznego, ośmiesza się i wyszydza to, co dla nich stanowi nieraz największą świętość. Te formy powracającej dyskryminacji budzą niepokój i muszą dawać wiele do myślenia.

Jak to możliwe, że pod hasłem tolerancji promuje się nietolerancję? Nie wystarczy stwierdzić, że ci, którzy nie uznają prawa do klauzuli sumienia, którzy ograniczają wolność innego człowieka w sposób świadomy i cyniczny, stosują tzw. zasadę podwójnych standardów, czyli „ja mam prawo być wolnym człowiekiem a ty nie”. Problem jest głębszy, bo dotyczy kwestii źródła prawa, norm, według których człowiek kieruje się i ocenia swoje działania. Dla ludzi wierzących Bóg jest źródłem prawa i moralności. Bóg dał człowiekowi podstawowe zasady moralne w Dekalogu na Synaju lub umożliwił mu poznanie ich w swoim sumieniu jako Prawa naturalnego. Ludzie wierzący kierują się tym prawem w swoich wyborach i działaniach. Natomiast w mentalności liberalnej to człowiek sam ustala sobie prawa i normy. Źródłem norm i zasad są po prostu ludzkie uczucia, nic więcej. Tak to opisuje często cytowany przeze mnie Yuval Harrari, w książce „Homo Deus. Krótka historia przyszłości”: Jeśli w ogóle wierzę w Boga, to ta wiara jest moim wyborem. Jeśli moje wewnętrzne ja każe mi wierzyć w Boga – w to wierzę. Wierzę, ponieważ czuję obecność Boga i serce mi mówi, że on jest. Ale jeśli nie będę już czuć obecności Boga, a serce nagle powie mi, że jego nie ma- przestanę wierzyć. Tak czy owak, prawdziwym źródłem władzy są odczucia. Dlatego nawet gdy mówię, że wierzę w Boga, tak naprawdę dużo większą wiarę pokładam we własnym głosie wewnętrznym. W mentalności liberalnej to co uzna się za prawdę na podstawie swoich własnych odczuć nie podlega dyskusji i nikt nie może tego kwestionować. Co więcej. Dla liberała to, co on sam uznał subiektywnie za normę, obowiązuje nie tylko jego samego, ale i wszystkich wokół. I w jego mniemaniu wcale to nie wyklucza bycia tolerancyjnym! To widać szczególnie w ostatnich debatach o zmianie płci. Dla nas, ludzi wychowanych w duchu chrześcijaństwa, płeć człowieka jest obiektywnie określona i nie zależy od jego woli. W liberalizmie mimo, że ktoś jest mężczyzną, ale czuje się kobietą, odrzuca jakiekolwiek obiektywne kryteria oceny płci, a tylko jego uczucia stają się normą i wszyscy muszą to zaakceptować. Zamyka się to w zasadzie: „Ja jestem tolerancyjny. Ty możesz być, kim chcesz i ja to uszanuję, ale nie kwestionuj moich uczuć, które mnie określają, kim jestem”. Czy uda się zatrzymać to szaleństwo? Receptą może być praca nad kształtowaniem prawego sumienia. Bo sumienie jest – jak to ujął Sobór Watykański II w dokumencie Gaudium et spes – sanktuarium Boga w człowieku: W głębi sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny, i którego głos wzywający go zawsze tam, gdzie potrzeba, do miłowania i czynienia dobra a unikania zła, rozbrzmiewa we wnętrzu człowieka – Czyń to, tamtego unikaj. Człowiek bowiem ma w sercu wpisane przez Boga prawo; posłuszeństwo temu prawu stanowi właśnie o jego godności, i według niego on sam będzie osądzony. Dzięki sumieniu w niezwykły sposób ujawnia się to prawo, które wypełnia się w miłości do Boga i bliźniego. Przez wierność sumieniu chrześcijanie łączą się z innymi ludźmi w celu poszukiwania prawdy i rozwiązywania w prawdzie tak wielu problemów moralnych, które powstają zarówno w życiu jednostek, jak i we wspólnym życiu społecznym. Im bardziej więc bierze górę prawe sumienie, tym bardziej osoby i grupy odstępują od ślepej samowoli i starają się dostosować do obiektywnych norm moralnych.

Słowo Ojca Duchownego