ODESZŁA DO PANA 27 czerwca 2008 – Krystyna Hermann

ODESZŁA DO PANA

Mama

27 czerwca, w Święto Matki Bożej Nieustającej Pomocy, po raz ostatni, tu na Ziemi, pożegnaliśmy naszą kochaną Mamę, Krystynę Hermann. Jestem synową, żoną najmłodszego syna Wojtka – najkrócej w rodzinie i zapewne nie mam mandatu, by dać pełne świadectwo na temat Jej życia, ale Pan Bóg dał mi łaskę uczestniczenia w ostatnich latach życia Mamy, podporządkowanych w dużej mierze cierpieniu i chorobie. Patrzę z wdzięcznością na ten czas, który tyle powiedział mi o tym, czym jest służba i życie naprawdę miłe Panu Bogu.

Wiemy, że piękny tytuł „Mama”, „Matka”, należy się kobiecie przez sam fakt otwarcia się na życie, przyjęcia życia każdego i w każdych okolicznościach, ale już macierzyństwo to zupełnie inna sprawa. Mama przywołuje w całej rodzinie przede wszystkim wspomnienie ofiarnej, macierzyńskiej miłości – takiej najprostszej i najtrudniejszej, która nieustannie, dzień po dniu służy i spala się dla innych, zapominając o sobie, nawet w tych najbardziej elementarnych potrzebach, jak sen czy odpoczynek, bez oczekiwania na wdzięczność, zainteresowanie. Zupełnie jak Matka Boża w Kanie Galilejskiej, gdzie zdaje się znalazła się tylko po to, aby być, widzieć i służyć.

Mama była osobą bardzo dostojną, wzbudzała autentyczny szacunek – była skromna i elegancka zarazem, stanowcza i wyrozumiała, kochająca i wymagająca, bardzo gościnna. Trudno było jej pogodzić się z rzeczywistością pustego domu, gdy dzieci kolejno, jedno po drugim, zaczynały samodzielne życie. Gdy w końcu Rodzice pozostali sami, gotowi, zdawałoby się, odpocząć i cieszyć się owocami swego życia, przyszła choroba Mamy. Rozwijała się długo w ukryciu, a potem nagle, z tygodnia na tydzień Mama zaczęła odchodzić w swój własny świat. Ostatnie dwa lata spędziła na łóżku, nie rozpoznając nikogo. Ale nawet w tym stanie obdarzała nas swoim podstawowym darem: obecnością.

Mama miała, przytaczając słowa ks. Feliksa, charyzmat obecności – wiedzieliśmy o tym, gdy jeszcze była z nami, ale Jej obecność nabrała szczególnej mocy w zderzeniu z nieobecnością teraz, po pogrzebie. Kiedyś, gdy już Mama bardzo chorowała, często mówiliśmy w rodzinie, że trudno sobie wyobrazić dom na Niepodległości bez Mamy – ale nie wiedzieliśmy tak do końca, co to znaczy. Zupełnie, jak w wierszu księdza Twardowskiego „Śpieszmy się kochać ludzi…” Pustka po pożegnaniu ukochanej osoby jest po ludzku niewyobrażalnie ciężka. Ale nie patrzymy na śmierć Mamy jak na koniec, lecz jak na początek jej najpiękniejszego spotkania i ostatecznego zjednoczenia z Bogiem, w Którego obecności żyła i Którego Miłością kochała

Nell Hermann, grupa Matki Bożej Niepokalanej